Agat. Mało kto wspomina to imię. Mało kto o nim pamięta. A może nie chce pamiętać? Dlaczego?
Czyżby
była to jedna z wielu (zapewne), ale nieliczna z naświetlonych i
głośnych historii o zazdrości, chciwości i spisku, która kładzie się
chmurnym cieniem nad rasą achał-tekińską? Nad ludźmi odpowiedzialnymi za
czuwanie nad nią? Nad zwykłą ludzką uczciwością i miłością do
wyjątkowych koni, która powinna łączyć i skłaniać do patrzenia na ten
sam cel? Teraz to jedynie płonne, bezcelowe myśli - raczej się już tego
nie dowiemy.
Po co więc o tym piszę? Po pierwsze
nie daje mi to spokoju. Po drugie, czuję pewną dozę żalu, gdy pomyślę,
że ktoś z premedytacją pozbawił rasę wspaniałego reprezentanta, który
mógłby wnieść istotną jakość w jej pogłowie. Od zawsze też fascynowały
mnie takie opowieści, z prawdą ukrytą między wierszami, z drugim dnem,
jakąś ciemną stroną. Dzisiaj już nikt nie jest w stanie, lub inaczej -
nikt nie ma aż tak wielkiego autorytetu, by zmienić bieg historii i
dociec, czy imię rozpoczynające tę historię, rzeczywiście
oznaczało "tylko jednego z wielu mieszańców bez przyszłości". Nikt jednak nie ma również możliwości, by twardo udowodnić, że ci, którzy
walczyli o tego konia, nie mieli racji.
Słowo przeciw
słowu, dwie strony tego samego medalu, a w samym środku On. Agat. Dla
jednych bezwartościowa półkrew, o którą szkoda sobie zawracać głowę i
strzępić język. Dla innych skarb, którego wartość, ktoś przez zawiść i
niechęć, sprowadził do poziomu bruku. Nie stanę po żadnej ze stron, nie
mam dowodów na żadną z wersji, nie podam żadnych nazwisk. Historia Agata
jest już jedynie czysto teoretycznym rozważaniem - wszelki ślad po nim
został wymieciony z rasy. Ale od początku...
Vladimir Pietrovich Shamborant z ukochanym ogierem Gelishikli,
fot. z archiwum A. Klimuka
Vladimir
Pietrovich Shamborant był jednym z najznamienitszych hodowców koni
achał-tekińskich w historii, nazywany wizjonerem i aniołem stróżem tej
rasy. Miał niebywały talent i wrodzony instynkt hodowcy. Znał się na
koniach jak nikt inny. Kochał achał-tekińce całym sercem, poświęcił im
całe swoje życie. Jego pierwszą poważną pracą było objęcie w 1946 roku,
stanowiska głównego hodowcy w Aszchabadzkim Konnym Zawodzie nr 69, do
którego pierwszy raz przyjechał w ramach studenckich praktyk w połowie
lat 30. ubiegłego wieku, ulegając egzotycznemu pięknu tych niesamowitych
stworzeń. W Aszchabadzie panowała w tamtym czasie elita specjalistów i
ekspertów zajmujących się rasą achał-tekińską, która raczej chłodno przyjęła
pochodzącego z Moskwy młodego miłośnika rasy, od początku
wprowadzającego swoje zasady i działającego według własnego sumienia, nie poddając
się odgórnym naciskom.
Jego głównym celem było
oczyszczenie stadniny z "angielskiej krwi", którą ówcześnie było
przesycone pogłowie aszchabadzkiej hodowli. Nie było w tamtym okresie w
stajni ani jednego reproduktora bez dolewu obcej krwi! Shamborant bez
cienia żalu pozbył się mieszańców, wymienił ogiery czołowe, wybrakował
część stada matek, a z Dżambulskiego Konnego Zawoda w Kazachstanie
sprowadził reproduktora Fakir Sulu oraz odpowiednie klacze. Oczywiście
działania nowego kierownika stadniny nie przypadły do gustu "górze" -
jednym nie podobały się konie, które sprowadzał, innym - jego upór i
surowe metody. Jednak efekty mówiły same za siebie - hodowla w
Aszchabadzie na nowo zaczęła rozkwitać.
Fakir Sulu, ojciec legendarnych i fundamentalnych dla rasy reproduktorów - Gelishikli i Fakirpelvana,
fot. z archiwum A. Klimuka
Długo nie
potrwała jednak ta radość, bo w rasę achał-tekińską uderzyły decyzje
Nikity Khrushchova, który objął władzę w ZSRR po śmierci Stalina i stwierdził,
że konie nie są już nikomu do niczego potrzebne. Zamykano konzawody, likwidowano
mniejsze hodowle, konie posyłano masowo na rzeź. Znakomita część cennego
pogłowia obróciła się w pył... Shamborant był zmuszony uciekać z
Turkmenii i był przekonany, że oto nastąpił kres jego wspólnej drogi z końmi
achał-tekińskimi. Więcej - był pewien, że to koniec najwspanialszej w
jego mniemaniu rasy na świecie.
I tak by się pewnie
stało, gdyby nie wpływowi ludzie z Ministerstwa Rolnictwa, którym
zależało na istnieniu tych koni oraz zachwyt świata nad podarunkiem
dyktatora dla angielskiej królowej - złotym achał-tekińskim ogierem
Melekush. Los ponownie postawił nad drodze Shamboranta jego ukochane
konie - objął stanowisko głównego hodowcy w Tierskim Konzawodzie i
pojechał do Turkmenii po konie dla rodzącej się w Rosji hodowli turkmeńskich argamaków. W Aszchabadzkim Konzawodzie nie było już czego szukać,
Vladimir Pietrovich jeździł po najbardziej zapadłych kołchozach, by
pozyskać dla nowej stadniny możliwie jak najcenniejszy materiał. W 1957 roku na rosyjskiej ziemi stanęły 53 turkmeńskie konie, które położyły fundament pod tierską hodowlę. Wywiezienie rodzimych koni zaogniło dawną niechęć aszchabadzkich tekinistów do Shamboranta. On jednak robił swoje...
Nie sposób wymienić wszystkich wspaniałych koni, które wyszły tam spod ręki Shamboranta, a i nie o tym też jest ten wpis, ale w tym właśnie punkcie drogi Agata i hodowcy-wizjonera, krzyżują się. Agat przyszedł na świat w 1959 roku, a więc tuż po założeniu achał-tekińskiego oddziału w Tiersku. Został wyhodowany w Kazachstanie, w Ługowskim Konnym Zawodzie, który powstał na bazie stadniny dżambulskiej - tej samej z której Shamborant wybrał konie w celu poprawy sytuacji w Aszchabadzie. Był koniem rosłym, ciemno-jeleniej maści okraszonej złotymi podpalaniami i zlotymi jabłkami, raczej bez wyrafinowanego typu. Nie będzie krzywdzące powiedzieć o nim, że był zwyczajnie prosty, jeśli chodzi o typ czy urodę... Miał to po kim odziedziczyć - o jego ojcu, og. Askol, znany ówczesny specjalista T. T. Khitenkov pisał, że swoimi formami, sylwetką, konstrukcją bardziej przypomina konia anglo-tekińskiego.
Askol w wieku 16 lat w Dżambulskim Konnym Zawodzie,
fot. z archiwum A. Makhmetovey
Patrząc na Askola nie sposób nie zgodzić się z tymi słowami. Był on mocnym, potężnym, mało typowym ogierem, "achał-tekińskości" dodawała mu jedynie złoto-jelenia maść, przejawiał jednak niespotykaną dzielność oraz wytrzymałość, biegając na torze przez cztery sezony i wygrywając 13 spośród 23 wyścigów, w których brał udział. Nigdy nie zajął miejsca gorszego niż trzecie... Matką Agata była jasno-gniada urodziwa kl. Astra, córka Skaka. Jeśli wierzyć w teorię, że prawdziwym ojcem Skaka nie był Kizyl, a słynny Fakir Sulu, to Astra była na niego bardzo blisko zinbredowana - jej matka Afina także była córką tego reproduktora. W hodowli Askol zostawił całą plejadę bardzo dobrych matek. Wśród jego potomstwa pojawił się też materiał na doskonałego syna, następcę znacznie przewyższającego wartość ojca.
Agat w Ługowskim Konnym Zawodzie, gdzie urodziły się po nim pierwsze źrebięta,
fot. z archiwum A. Makhmetovey
Agat był doskonałym koniem wyścigowym, miał na swoim koncie liczne rekordy i był tak szybki, że zaczęto się zastanawiać czy nie przypadkiem zbyt szybki jak na konia achał-tekińskiego... W kuluarach plotkowano czy jakimś trafem nie ma w sobie krwi folbluta, skoro tak wyśmienicie biega. Nie miał konkurencji, jego sukcesy wzbudzały zazdrość do tego stopnia, że przed Derby - najważniejszą gonitwą sezonu dla trzylatków, uszkodzono mu ścięgno, a on mimo tego zdołał przyjść na metę trzeci... Ten wyczyn zelektryzował środowisko, zaczęto się obawiać klasy Agata. Gdyby trafił do hodowli mógłby mieć monopol na wygrywanie wśród swojego potomstwa. Zainteresował się nim wtedy Shamborant i zakupił go do Tierskiego Konnego Zawoda celem użycia jako reproduktora. Używał go szeroko, na bardzo dobrych, wyselekcjonowanych matkach. Wtedy jeszcze nie podejrzewał, że wybierając Agata, niejako wydał na niego wyrok...
Mijały lata, Agat doczekał się potomstwa, które również bardzo dobrze radziło sobie na torach, a zazdrość i zawiść osób niesprzyjających Shamborantowi wzrastała z każdym jego sukcesem. Jasnym było, że jedyna droga, by zatrzymać ten proces, a jednocześnie dopiec hodowcy, to usunięcie Agata i jego dzieci z rasy raz na zawsze. Obrońcy Agata twierdzą, że wrogowie Shamboranta przekupili za butelkę wódki dawnego pracownika Ługowskiego Konnego Zawoda, który zeznał, że osobiście prowadził matkę Agata do krycia, ale nie poszła ona pod Askola, tylko pod ogiera pełnej krwi angielskiej imieniem Taran. Ten fakt i naciski ze strony dawnej aszchabadzkiej elity, niechętnej Shamborantowi, sprawiły, że w 1975 roku, gdy wydano V tom Księgi Stadnej, jedynym pozostałym śladem po Agacie był wpis w rejestrze potomstwa jego matki, gdzie został błędnie opisany jako gniady syn ogiera o nieznanym pochodzeniu...
Agat na rosyjskiej ziemi,
fot. z archiwum A. Klimuka
Vladimir Pietrovich był przekonany o czystości krwi Agata i walczył o niego przez resztę swoich dni. Wykluczenie ogiera z rasy było dla niego osobistą krzywdą i policzkiem, gdyż od zawsze był propagatorem czystości rasy, nigdy by sobie nie pozwolił na krycie cennych klaczy mieszańcem. Niestety jego wysiłki, a także wysiłki ludzi związanych z nim, którym również zależało, aby przywrócić Agatowi dawny blask, były bezowocne. Nawet w obliczu analizy umaszczenia potomstwa, gdy przedstawiono przypadki uzyskania koni jelenich i izabelowatych od gniadych i kasztanowatych matek, nie dały do myślenia władzom Ksiąg Stadnych. A gdyby ojcem Agata rzeczywiście był ogier pełnej krwi, to nie mógłby on przekazać synowi genu rozjaśniającego, który to ujawnił się właśnie w potomstwie zdegradowanego ogiera. Taki gen mógł Agat uzyskać wyłączenie od jeleniej maści Askola. Odziedziczył po nim również charakterystyczny, prosty staw skokowy. Tłumaczenia nie docierały niestety do nikogo... Agat i jego potomstwo oficjalnie zostało uznane za półkrew.
Zapis Agata w V tomie Księgi Stadnej,
fot. O. Piotrowska
Jedynym miejscem, jakie jeszcze nosi ślady obecności Agata jest papierowa Księga Stadna. W V tomie, analizując potomstwo zapisanych w nim matek, można znaleźć 38 źrebiąt po Agacie, od cennych, zawodzkich klaczy, jak: Aisona, Aksioma, Alkeik, Gul, Depel, Elsona, Peidachi, Peri, Fakma, Fergezel czy Tsiganka. Niestety nie mam w posiadaniu VI tomu, ale w nim na pewno zarejestrowane są kolejne roczniki koni po Agacie. Wiem przynajmniej o trzech: od Agavy czy Fialki... Znakomita większość z nich charakteryzowała się urodą, typem i ponadprzeciętną szybkością.
Vladimir
Shamborant cierpiał z powodu Agata, a jeszcze bardziej niż samo
wykluczenie ogiera, bolało go, to że przez lata dolewano do koni
achał-tekińskich pełną krew, by poprawić ich szybkość, a gdy w końcu
pojawił się koń czysty o wyjątkowych zdolnościach, zwyczajnie z niego
zrezygnowano, zrobiono z niego zwykłego, bezwartościowego kundla... W imię czego?
Domniemany syn Agata - Opal,
fot. z archiwum A. Klimuka
Istnieje pewna mityczna teoria, która głosi, że w rasie zachowano krew Agata dzięki dwóm jego synom, zapisanych w Księgach pod innymi ojcami - jedyna możliwość, by te geny ocalić od zaprzepaszczenia. Jednym z nich miał być podobno sam wybitny Opal, zarejestrowany jako syn Fakirpelvana. Z Opalem, a w zasadzie jego matką wiąże się inna ciekawa historia. W okresie kiedy Vladimir Shamborant szukał koni do powstającej właśnie stadniny w Tiersku, trafił w jednym z kołchozów na chorą i zaniedbaną kobyłę, na której jeździł pracownik stajni. Odkupił ją, zabrał do Rosji i umieścił w stadzie matek. Tą klaczą okazała się Ovgan ur. 1952 (Lachin - Silfa), dzięki której powstała bardzo efektywna i cenna sublinia żeńska będąca dziś w prawdziwym rozkwicie.
Minęło już prawie 50 lat od momentu, gdy jedno z marzeń Vladimira Shamboranta uleciało gdzieś wysoko, jak się okazało - bezpowrotnie... Mimo tego, czołowi rosyjscy hodowcy wierzą w czystość pochodzenia Agata, chociaż nie ma już sensu ani możliwości, by poznać prawdę. Dzisiaj - przynajmniej oficjalnie - nie ma już żyjących potomków Agata, ale ja wierzę, że ta krew krąży dalej, tylko nazwana inaczej, ukryta pod imionami w kratkach rodowodów...