sobota, 31 grudnia 2011

Pursat 1985-2007 (Kerven - Paya)


Blog raczej nie mógłby istnieć bez wspomnienia o tym koniu, chyba nawet nie pasowałby tu żaden inny początek, bo to od niego zaczęła się moja miłość do achał-tekińców. Był najważniejszym koniem w moim życiu i jednym z pierwszych reprezentantów tej rasy w Polsce.


Pursat – urodzony w najlepszej ówczesnej turkmeńskiej stadninie (Komsomoł), wysoki, pięknie umaszczony ogier w świetnym typie i z doskonałym pochodzeniem.
Przyszedł na świat 17 marca 1985 wśród piasków Aszchabadu jako syn karego Kervena i siwej kl. Paya, córki wybitnego ogiera Polotli. 

 Kerven - ojciec Pursata

Keimir - ojciec Kervena

Kir Sakar - ojciec Keimira, założyciel linii męskiej

Pięć lat później Pursat był już w Polsce, a dokładniej w Starym Młynie pod Krakowem - stadninie własności Marka Kaźmierczaka. Tu spędził całe swoje życie.



Bliżej Pursata poznałam w 2005 roku. Mimo że od dwóch lat już jeździłam w Starym Młynie, to dopiero wtedy zainteresowałam się nim bliżej. Wcześniej wiedziałam tylko, że taki koń stoi w stajni.
Jesienią 2005 roku pierwszy raz zobaczyłam go luzem na padoku. Był wtedy po pierwszym ochwacie i wyglądał dość mizernie, jednak w oku wciąż miał charakterystyczną iskrę (takie same oczy ma jego syn Posman, drugi po Pursacie mój ukochany koń). Powoli też zarastał zimową sierścią, więc nie widać było jego pięknej ciemno-jeleniej, "podpalanej" maści. 


I właśnie taka bida skradła moje serce i zaczęłam się nim zajmować. Każdą wizytę w stajni zaczynałam od odwiedzin u Pursata. Charakter zawsze miał mocny, trochę trudny, był strasznie niezależny i najlepiej, żeby go w ogóle nie dotykać i zostawić w spokoju. Na początku trochę się go bałam, bo mnie ciągle straszył, ale powoli zaczął mnie tolerować. Do jazdy się nie nadawał, więc robiłam przy nim wszystko co się dało – czyszczenie, karmienie, wypuszczanie na łąkę. Czasem po prostu siedziałam w boksie i patrzyłam. I to mi całkowicie wystarczało.



 lato 2005 (przed chorobą)
fot. Lasse Sjoeberg

Cały czas był leczony i jego stan się poprawiał, była nadzieja, że wyjdzie na prostą. Latem 2006 skutecznie pokrył klacz Jandę (po achał-tekińskim Pelhanie, z matki sp; niestety klacz miała wypadek na padoku i poroniła) i powoli wracał do formy. Niestety na wiosnę 2007 roku dostał ochwatu po raz drugi i od tego momentu jego stan się systematycznie pogarszał. Ostatni raz widziałam go w czerwcu, potem wyjechałam na wakacje, a po powrocie zastałam pusty boks. Przegrał walkę, został uśpiony, bo nic nie dało się już zrobić… Strata była dla mnie ogromna. 


czerwiec 2007 - ostatnie zdjęcia...
fot. Pamela Czajka

Tak pisałam o nim na jednym z forum:

"A najważniejszym koniem w moim życiu był Pursat. To była zupełnie platoniczna miłość, bo mogłam go uwielbiać jedynie za to, że po prostu jest. Nigdy na nim nawet nie siedziałam, nie interesowałam się nim gdy był młody, zdrowy i piękny. Wiedziałam, że gdzieś tam w stajni stoi koń o tajemniczo brzmiącym imieniu, ale nie wnikałam w to za bardzo. 
Dokładnie pamiętam dzień, w którym coś niezwykłego mnie w nim uderzyło. Była późna jesień 2005 roku, piękny, pogodny dzień. On stał na pastwisku. To było już wtedy, gdy pierwszy raz dostał ochwatu. Skubał jakieś resztki trawy i nie wyglądał zbyt optymistycznie - wychudzony, z zimowym futrem i sztywnymi przednimi kończynami skutecznie utrudniającymi mu zrobienie kilku kroków. Mimo tego było w nim coś niesamowitego, jakaś magia w spojrzeniu, które nie zdradzało jego wieku czy choroby - miał lśniące, bystre, urzekające oczy i może to właśnie one mnie tak oczarowały. Tak bardzo, że już zawsze będąc w stajni, kierowałam się najpierw do jego boksu. 
Nie mogę powiedzieć, że w widoczny sposób odwzajemnił moje uczucia, bo nie lubił głaskania, przytulania, był bardzo niezależny, trochę taki niedotykalski i na dystans... Na początku był bardzo nieufny, próbował mnie przestraszyć, kładł uszy gdy wchodziłam do boksu. Ale uzależniłam się od niego tak mocno, że nie przeszkadzało mi jego zachowanie, wierzyłam, że któregoś dnia się do mnie przekona. Nie wiem czy mnie polubił, ale zaakceptował to, że się przy nim kręcę. Czyszczenie, wyprowadzanie na pastwisko lub najzwyklejsze siedzenie w boksie - miałam tylko tyle i aż tyle. On mnie nauczył, że bycie przy koniu może dać tyle samo radości co jazda, skoki, wypady w teren. No i od niego zaczęła się moja fascynacja rasą achał-tekińską. 
Nie wiem dlaczego wybrałam właśnie jego, może sprawił to mistyczny urok achał-tekińca, a może to on w pewnym sensie wybrał mnie. Już nigdy potem nie wyglądał tak dobrze jak wtedy, jesienią... 
Drugi ochwat zrobił swoje i koń zaczął przypominać cień dawnego siebie... Mizerniał z dnia na dzień, ale jednocześnie dla mnie stawał się coraz piękniejszy, jedyny i niepowtarzalny. 
Kiedy umierał byli przy nim wszyscy, nie było przy nim mnie. Może to i dobrze, bo łatwiej było mi przełknąć tę stratę, chociaż pustka po nim była ogromna. 
Odszedł przyjaciel. Już go nie ma i w wakacje minie rok odkąd galopuje po wiecznie zielonych pastwiskach, ale na zawsze pozostanie w mojej pamięci - mój niebiański achał-tekiniec. 
Magia i Tajemnica." 

Poznałam go jako schorowanego emeryta, ale w czasach swojej świetności łapał za oko, doskonale skakał, był jeszcze większym buntownikiem niż w ostatnich latach życia, a przede wszystkim zostawił trochę potomstwa. 
Był łączony m.in. z klaczami małopolskimi, wielkopolskimi i śląskimi. Urodziły się po nim 4 roczniki źrebiąt.
Pierwsze źrebię po nim (nazwałam to sobie eksperymentalnym rocznikiem :P) urodziło się w 1993 roku. Był to ciemno-gniady ogierek Perwaz (od Estrada m). Lekki, szlachetny, urodziwy. 
To chyba wzbudziło zaufanie hodowców, po w kolejnym sezonie dostał już 3 klacze i również przyszły na świat obiecujące źrebięta – Posman (od Estrada m; był w treningu skokowym), Parasat (od Dalnia m; skoki pod Michałem Kaźmierczakiem) i Pejdaci (od Sara typ śl).
W 1995 urodziły się Priekrasnaja (od Dalnia m; skoki pod Michałem Kaźmierczakiem), Pamir (od Sandra czeska półkrew; skoki pod Michałem Kaźmierczakiem, potem ujeżdżenie) i Pelwan (od Sara typ śl; western). Ostatni rok – 1996: to dwa źrebaki po nim – Luba (od Lanca m; western, rajdy) i Pierień (od Hawra wlkp).

Młodzież na padoku - od lewej: Epika, Posman, Pejdaci i Paja
fot. Kinga Kapela

 Parasat i Posman
fot. Kinga Kapela

Konie po Pursacie w większości były bardzo urodziwe, jezdne, ale też z cięższym charakterem. Rekompensowały to jednak dobra motoryką i zdolnościami sportowymi. Ludzie nie jeden raz pukali się w czoło słysząc o takich krzyżówkach rasowych, ale kontrowersyjne połączenie okazało się dobrym wyborem.