środa, 31 lipca 2013

Boska Wola 24.07.2013 r. - relacja + zdjęcia

Było bosko. Jak zawsze. Zjeżdżając z głównej drogi na piaszczystą ścieżkę wśród drzew ma się wrażenie, że tu zaczyna się inny świat. I w sumie niewiele mija się to z prawdą, bo takich miejsc jak Boska Wola, jak to spokojne, odcięte od zgiełku miasta siedlisko Jacka i Dalii, nie spotykam często na swojej drodze.

Pewnie dlatego, że rzadko jeżdżę gdzieś dalej, bo dłuższy transport doprowadza mnie do szału. ;-P Więc to by było na tyle z tych magicznych opisów. ;-)

stado na Wielkim Padoku

A do rzeczy - trzy dni temu trzeci raz zjechaliśmy (zawsze towarzyszy mi wycieczka o zmiennym składzie, żądna wysmakowanych, estetycznych doznań w postaci oglądania niebiańskich koni) do Boskiej Woli. Poprzednim razem nie było jeszcze na świecie najmłodszej przedstawicielki achał-tekińskiego przedszkola, a teraz mogliśmy nacieszyć oczy również małą Madeszir.

Madeszir i Margire

mała księżniczka

Mała jest jeszcze dość nieśmiała, trochę nieufna wobec obcych, ale bardzo grzeczna i stonowana. Za kilka tygodni pewnie i w nią wstąpi mały diabeł, podobnie jak w jej starszego brata Mijana, który już pokazuje rogi. No może raczej różki.

ja z Mijanem

kurtka mojego brata spodobała się Mijanowi...

...oraz Ostowarowi ;-)

Chłopcy byli nas bardzo ciekawi, obaj od razu zaczęli nas obwąchiwać i podszczypywać nasze kurtki, a Mijan w pewnym momencie umiłował sobie szyję oraz grzywę (grzyweczkę ;-)) Ostowara i za nic nie chciał puścić.


"Mijanki-podszczypywanki" ;-)

Oprócz tego maluchy chętnie nadstawiały się do głaskania i drapania po kłębach, co oczywiście było okazją do robienia sobie z nimi zdjęć.

mój brat z Margire i Madeszir

ja z mało współpracującym w tym momencie Ostowarem ;-)

Później fotosesja przybrała bardziej konkretny wymiar, bo do akcji wkroczyły całuski. A dokładniej moje wymuszanie buziaczków na biednym Mijanku. :-D

"no daj pyska!"

muuuaaa!

Z kolei z Ostowarem sytuacja była odwrotna, bo to on był nachalny, podrywacz jeden. Mimo że jest moim zdecydowanym faworytem i ulubieńcem spośród całej gromadki, to niekoniecznie chciałam, żeby mi wszedł na głowę. ;-)

"nie Ostowarku, nie będziemy się teraz całować"

Jeszcze przed moim przyjazdem Jacek zaproponował mi "kolejny level", a dokładniej - przejażdżkę na Osman Guli, czyli po prostu Bubie. Nie siedziałam na koniu prawie rok, a na achał-tekińskim bite pięć, ale co tam, taką okazję szkoda by było zmarnować. Najpierw wsiadł Jacek, żeby Bubę trochę rozkręcić. Nie wydawała się jakoś szczególnie zrozpaczona faktem pomykania pod siodłem i zabrania jej od męża i koleżanek, stado miała w zasięgu wzroku.

Jacek i Osman Guli

Potem przyszła moja kolej. Nie powiem, miałam tremę, bo publika była konkretna. Buba okazała się jednak przyjemnym, wygodnym i co najważniejsze - bardzo spokojnym wierzchowcem.

ja na Bubie

Ostowar kursował pomiędzy Wielkim Padokiem i mamą, która niewiele sobie z tego robiła. Przy okazji można było zaobserwować jak młody dostojnie się rusza. Kłus ma jak marzenie. A jak pięknie się komponuje z przyrodą! :-)

kierunek: Wielki Padok -> mama

Po odstawieniu Buby i Ostowara na Wielki Padok - tutaj wspomnę, że to młody mnie prowadził i powiewałam na końcu uwiązu za jego zadkiem, nie chcąc go ciągnąć i ukręcić mu tej kształtnej główki - pozwoliliśmy sobie jeszcze na trochę pamiątkowych zdjęć. Jak można zauważyć najczęściej pojawiają się na nich chłopcy oraz Madeszir z mamą, ewentualnie jeszcze Osman Guli.

Ostowar i Osman Guli

No cóż, Knedlik chyba najzwyczajniej w świecie przestał nas traktować jak intruzów chcących zabrać mu kobiety i dzieci. ;-) Przy pierwszej wizycie starał się być raczej w centrum uwagi, a z każdą kolejną coraz bardziej miał na wszystko wylane i teraz pasł się spokojnie w pewnej odległości od stada, od czasu do czasu spoglądając co się dzieje dookoła. 

A może ktoś chciałby przygarnąć za odpowiednią kwotę takiego miłego ogiera? Charakter ma wspaniały, potomstwo jak widać też udane i ma wszelkie zadatki na dobrego konia użytkowo-hodowlanego. Po powrocie do Czech będzie się mógł niestety najprawdopodobniej wykazać już tylko w tej pierwszej kwestii... Ja w każdym razie gorąco polecam!

Gelshah

Melesugun też nie szukała jakoś specjalnie kontaktu z naszą wycieczką, więc podobnie jak Pan Ogier załapała się tylko na jedno zdjęcie.

Melesugun

Niekwestionowaną gwiazdą była najmłodsza. Od razu widać, że to dziewczynka. Taka delikatna, eteryczna wręcz, jak laleczka.

Madeszir

Jednocześnie jeszcze odrobinę zdystansowana i początkowo niedotykalska. Bardzo spokojna. Nie to co Ostowar, który przy pierwszym spotkaniu prawie zjadł mi nogawkę spodni i chciał robić zdjęcia moim aparatem. ;-)


z Madeszir

Ale kroczek po kroczku i udało mi się Madeszir "oswoić", tak że mogłam ją bez przeszkód wygłaskać na wszystkie strony. Jackowi gorąco życzę kolejnej takiej klaczki, a najlepiej trzech w przyszłym roku. Albo dwóch dziewczynek i ogierka, żeby było co sprzedać. :-)

Margire i Madeszir

Na pożegnanie zostaliśmy obdarowani przez Gospodarzy własnej roboty wiktuałami 18+ :-D Było co spożywać! Jeszcze raz dziękujemy!

Ostowarek

Kolejny raz nastąpi już w sierpniu, jakoś w drugiej połowie i jak zwykle nie mogę się doczekać. Tym bardziej, że Jacek już zapowiedział na swoim blogu, że zrobimy jakąś niecodzienną, specjalną sesję. W sumie ile można fotografować konie na trawie, czas pstryknąć coś w innym anturażu. Zobaczymy co z tego wyniknie. 



Więcej zdjęć z wizyty w Boskiej Woli znajduje się TUTAJ! Miłego oglądania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz