Strony

sobota, 30 czerwca 2012

Pelhan 1986 - 2010 (Gurgen - Kelkush)

Mam duży sentyment do koni pochodzących z aszchabadzkiej stadniny Komsomoł. Moje pierwsze spotkanie z achał-tekińcami dotyczyło ogierów urodzonych właśnie tam. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy ze skarbów, które kryły ich rodowody, egzotycznie brzmiące imiona nie mówiły mi absolutnie nic... Dopiero z biegiem czasu uświadomiłam sobie jaka wartość stoi za wpisanymi w kratki rodowodów nazwami ich przodków. Nie byle jakich przodków...

Przez lata Komsomoł stał wybitnymi końmi, które odcisnęły ogromne piętno na hodowlę i dzięki tym wspaniałym koniom, na świecie pojawiły się te dwa, które miałam szczęście poznać osobiście. Drugi z nich, bo pierwszy (Pursat) został już wspomniany na blogu, to Pelhan: złoto-gniady ogier urodzony wiosną 1986 roku.

numer na kłębie wypalony w stadninie

Długi czas żyłam w błędnym przekonaniu, że Pelhan jest synem ogiera Pele - takie informacje podaje polska księga stadna (konie szlachetnej półkrwi), do której Pelhan został wpisany jako ogier uznany do hodowli w naszym kraju. Dopiero w tym roku, szukając informacji w rosyjskich księgach, odkryłam, że ojcem Pelhana jest Gurgen.

 875 Gurgen ur. 1969 (Kaplan - Koimet)

Co więcej - Pele nawet nie krył w tym czasie, kiedy urodził się bohater tego postu. Porównując zdjęcia Pelhana i Gurgena, uderzyło mnie ich wzajemne niesamowite podobieństwo. Niewiarygodnie mocny był stempel ojca: podobny typ, maść, odmiany, taki sam kształt głowy i spojrzenie u syna.

 Gurgen

 Pelhan

Linia męska Pelhana wywodzi się od Kaplana, która jest odgałęzieniem linii Kir Sakara. Przez tego ogiera, Pelhan jest spokrewniony z Pursatem. Sam Gurgen, czempion rasy z 1984 roku, zostawił po sobie 48 źrebiąt, a najlepsze z nich to Aibelek, Perhat, Galmaz.

 721 Kaplan ur. 1957 (Keimir - Kelte) - dziadek Pelhana

Ze strony matki Pelhan łączył w sobie krew Skaka i ponownie Kir Sakara - był na niego inbredowany: ogier ten dwukrotnie pojawia się u Gurgena i raz u Kelkush (matki Pelhana), która dała reproduktora o klasie Elita - Tarana (po Telekush II) kryjącego w Niemczech.

Pelhan w Wilczkowicach (SK Stary Młyn) na początku lat 90.

Po przybyciu do Polski, Pelhan razem z Pursatem zostały użyte na rodzimych klaczach półkrwi. Pelhan zostawił mniej potomstwa - w Starym Młynie tylko pięć źrebiąt (jedno padło tuż po porodzie). Oprócz tego dwukrotnie był łączony z prywatnej własności klaczą, z czego urodziły się dwa źrebaki: Janda i Jowisz.

 Pendżegul sp ur. 1994 (Pelhan at - Lanca młp) na CSIP w Arezzo, 2005

Najlepszym półkrewkiem po Pelhanie jest przepiękna Pendżegul (od Lanca młp) - mała, drobna, ale szalenie typowa i skoczna jak piłka. Brała udział w zawodach w skokach w kategorii pony (ma 148 cm) do rangi międzynarodowej. Inna jego córka, srokata Paja (od Sandra czeska półkrew) jest ulubienicą dzieci (i nie tylko), cierpliwie pracując w rekreacji. Dwaj pozostali potomkowie Pelhana to wałachy, z których jeden (Kambar od Kropka typ małopolski) wyemigrował do Niemiec i był używany w rajdach długodystansowych, a drugi (Pikador od Paradna wlkp) początkowo trochę skakał, a teraz zmienił styl na west.

Pelhan miał szansę zostać ojcem pierwszego w naszym kraju czystej krwi źrebięcia, będącego wynikiem kojarzenia dwóch koni już w Polsce. Latem 2008 do Młyna przyjechała na krycie Mele Gezel własności Aleksandry Mandreli, ale klaczy nie udało się zaźrebić...

Mele Gezel i Pelhan

Rok później, po pewnych trudnościach, w końcu się udało i na wiosnę 2010 roku planowane były narodziny ich wspólnego potomka.

W międzyczasie Pelhan zachorował i niestety mimo walki o jego zdrowie, nie udało się pokonać infekcji. Dostał wysokiej gorączki i w pewnym momencie po prostu przewrócił się w boksie. Już nie wstał... Była to ogromna strata nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich, którzy znali tego konia. Jedynym pocieszeniem mógł być źrebak, który miał się niedługo urodzić. I urodził się - gniady ogierek - ale nie chciał ssać i mimo podawania mleka w proszku, mały nie przeżył. Sekcja wykazała zapalenie płuc. Los bywa okrutny, nie mogłam uwierzyć, że tyle nieszczęść na raz może się zdarzyć - ale podobno one chodzą parami...

Krew Pelhana jednak nie zginęła - krąży dalej dzięki jego wnuczce, która urodziła się w tym roku u pana Pawła Krzyśka. Mała ma 75% tekińca, jest po Somahu Geli i od Jandy sp, córki Pelhana.

 Pelhan, lato 2005
fot. Lasse Sjoberg

A co można powiedzieć o nim samym? To był diametralnie inny koń niż Pursat, jego totalne przeciwieństwo. Pelhan lgnął do człowieka, był taką trochę przylepą, ale z charakterem właściwym tej rasie. Wiedział kiedy jest w pracy na ujeżdżalni, a kiedy idzie do krycia.

 niepowtarzalny typ rasowy, jesień 2008

Pod siodłem skupiał się na jeźdźcu, myślał i koncentrował się na kolejnych poleceniach, starając się wykonać je jak najlepiej.

ja i Pelhan, lato 2008

Był bardzo dobrze ujeżdżony i skoczny - ten talent przekazał swojej córce. Słynne były jego niebywale miękkie chody - w kłusie i galopie można był zamknąć oczy i wyobrażać sobie, że mknie się po turkmeńskiej, złotej pustyni.

Pelhan na ujeżdżalni, lato 2005
fot. Lasse Sjoberg

Jeździły na nim też dzieci i nigdy nie sprawił problemu. Temperament pokazywał tylko, gdy szedł do kobyły, był wyprowadzany na pastwisko (nie umiał iść spokojnie, zawsze caplował i rżał, ale robił to raczej dla zasady - nie znam sytuacji w której specjalnie by się komuś wyrwał), przy karmieniu - był niecierpliwy w oczekiwaniu na swój owies i gdy wprowadzałam do stajni innego ogiera - podskakiwał i kręcił się w boksie.

Pelhan w zimowej sierści, zima 2008

Podczas pracy czasem tylko zdarzyło mu się rżeć do innych koni. Gdy koło jego stajni konie wychodziły na jazdę, zawsze szalał" w boksie rżąc i pobrykując, a na koniec wystawiał głowę przez okno, a właściwie tylko chrapy, bo okno było wysoko i węszył za końmi.

 niuch, niuch ;-)

 poranek na pastwisku, wiosna 2008

Uwielbiał się tarzać w piasku, pierwsze co robił po wyjściu na padok, to dawał nura do piachu i z prawdziwą przyjemnością przewracał się z boku na bok. Raz położył mi się tak tuż przed tym, jak miałam na niego wsiadać na ujeżdżalni - z siodłem na grzbiecie... Na szczęście koń i sprzęt wyszli z tego bez szwanku. Udało mi się szybko go zmusić do zaprzestania tej piaskowej kąpieli, ale serce podeszło mi do gardła... ;-)

 Pelhan, wiosna 2008

zima 2009/2010 - jedno z ostatnich zdjęć

To był złoty koń - dosłownie i w przenośni. Piękny, dzielny, ognisty i oddany - dokładnie taki jak konie przy jurtach Turkmenów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz