wtorek, 31 stycznia 2012

Tyllagush II 2000-2012

Nowy rok niestety smutno rozpoczął się dla achał-tekińskiego świata. Wczoraj odszedł jeden z ogierów czołowych w stadninie Gurtbil - złoto-jeleni Tyllagush II. Padł w drodze do kliniki z objawami kolki, miał tylko 12 lat. Miejmy nadzieję, że w grupce jego potomstwa dorasta przyszły następca.

Tyllagush, fot. Artur Baboev, www.fotart.ru


piątek, 6 stycznia 2012

Gaigysyz 1988 - 2010 (Karaman - Siyagul)

 Gaigysyz, fot. N. Kostikova

Z całą pewnością można powiedzieć, że ten ogier ocalił od zapomnienia linię Posmana, której był reprezentantem, a ponadto wprowadził nową jakość w hodowli koni achał-tekińskich. Niewiele jednak brakowało, aby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Jak jednak się za chwilę okaże, także nad końmi czuwają jakieś magiczne moce, bo Gaigysyz miał w życiu trochę szczęścia, dzięki któremu stał się jednym z najważniejszych reproduktorów naszych czasów.

  Gaigysyz, fot. N. Kostikova

Ten wyjątkowy ogier rodził się 28 stycznia 1988 roku w turkmeńskiej stadninie Komsomoł, po ogierze Karaman, od klaczy Siyagul - córki Angara. Jak wspomniałam na początku, ze strony męskiej Gaigysyz niósł krew Posmana, natomiast matka pochodziła z linii Skaka. Historia przodków Gaigysyza pełna jest dziwnych, niesprzyjających i nieszczęśliwych przypadków, które jednak koniec końców, zakończyły się happy endem.

445 Keshik Pe, 1936 (198 Posman - 237 Keik)

Wszystko zaczęło się od gniadego ogiera Kermek (445 Keshik Pe - 806 Mamleket), urodzonego w 1949 roku w Dżambulskim Konnym Zawodzie w Kazachstanie. Bardzo długo stał zupełnie niewykorzystany. Dopiero kiedy w wieku 17 lat został przywieziony do Turkmenii, mógł się wykazać, choć pokrył niestety tylko trzy klacze w kołchozie im. Lenina. Z trójki jego potomstwa - (klaczka, dwa ogierki), tylko jeden - złoto-gniady Kalkan został użyty w hodowli. Podobnie jak ojciec, Kalkan również zostawił skromną stawkę źrebiąt, z której wyróżnił się tylko jeden jego syn. Był to Kermek II, ale niewiele brakowało by w tym momencie, słuch o tej linii słuch zaginął na zawsze...

895 Kermek II, 1971 (882 Kalkan - 1363 Tovshan (Depelek))

Kermeka II odkryła Tatiana Riabova w 1973 roku. Miał wtedy dwa lata. Ogierek był drobny, miał 150 cm w kłębie, ale zachwycał budową i proporcjami. Wzięty na tor, okazał się utalentowanym koniem wyścigowym. Biegał przez pięć lat, na 22 starty, siedem razy minął celownik jako pierwszy. Po karierze wyścigowej był oferowany jako reproduktor kilku hodowlom, ale żadna nie była nim zainteresowana.

Ostatecznie został zakupiony przez tor wyścigowy w Aszchabadzie, dostał tam dwie klacze - Fialkę (831 Farfor - 1378 Festival) oraz Pakhtę (926 Fazan - 1323 Purga) i już niespełna rok później na świat przyszło jego pierwsze potomstwo: klaczka Peiker (od Pakhty) i ogierek Karaman (od Fialki).

2421 Peiker, 1978 (895 Kermek II - 1641 Pahta), fot. ze zbiorów A. Klimuka

W tym samym roku urodziły się po nim jeszcze dwa źrebięta. Zainteresowały się nim dwa kołchozy: "Pravda", gdzie zostawił ogierka, który jednak później nie odegrał żadnej roli w hodowli oraz "40 lat TSRR", gdzie zostawił klaczkę. Po pobycie tam został zwrócony na Aszchabadzki tor - drogę pokonał na własnych nogach i nie wiadomo jakie tempo mu zaserwowano. Następnego dnia padł, a miał zaledwie osiem lat...

Rok 1977 był jedynym sezonem rozpłodowym Kermeka II. Znikoma liczba źrebiąt, w tym tylko dwóch męskich spadkobierców, z których jeden okazał się bezużyteczny w hodowli, nie rokowała zbyt dobrze na przedłużenie rodu. Jedyną nadzieją był Karaman - pierwszy syn Kermeka II.

990 Karaman, 1978 (895 Kermek II - 1689 Fialka)

Los niestety nie oszczędzał także jego - na torze wyścigowym uległ wypadkowi, doznał ciężkiej kontuzji tylnej kończyny, która definitywnie zakończyła jego karierę. Rokowania były kiepskie, ale ogierowi udało się wyjść z tego i w 1982 roku pokrył pierwszą klacz. W kołchozie im. Gorkova, w 1983 roku przyszedł na świat Karakush, jego pierwszy syn.

Karakush, 1983 (990 Karaman - 1822 Mekan)

W 1984 roku urodziło się po nim kilka źrebiąt w kołchozie im. Myatadji, a potem krył już tylko w stadninie Komsomoł, gdzie był jak na ówczesne warunki, dość szeroko wykorzystany. Łącznie w księgach jest zarejestrowanych 45 sztuk jego potomstwa.

1219 Kuvvatly, 1989 (990 Karaman - 2129 Alchak)

W ten sposób dochodzimy ponownie do początku opowieści - do naszego bohatera Gaigysyza. Jego narodziny miały pewien symboliczny wydźwięk, ponieważ był pierwszym źrebięciem Karamana urodzonym w Komsomole, w dodatku pierwszym jego synem tamże. Po urodzeniu budził zachwyt swoją sylwetką. Jednak na torze się nie wykazał, startował tylko raz i nawet nie zajął płatnego miejsca. Przez taki obrót spraw mógł pozostać nikomu nieznanym koniem i nikt nigdy nie dowiedziałby się jak cenne geny w sobie niósł. Los jednak chciał inaczej i przypadek zadecydował o tym, że jego historia miała zacząć się na nowo.

 Gaigysyz w rosyjskiej stadninie Privolnoe

Rosyjski hodowca koni achał-tekińskich - Valery Potokin przyjechał pewnego dnia do Turkmenii celem zakupu nowych koni. W Komsomole wytargował kupno siwego ogiera Sak i kilku klaczy. Zapłacił za konie, ale nie zostały mu one wydane. Przyjechał więc następny raz i z grupki ogierów, które mu pokazano, wybrał dwa i... ukradł je. Zapakował na trailer i odjechał.

 Gajgysyz w Stawropolskim Konnym Zawodzie

Tymi ogierami okazały się być właśnie Gajgysyz i Djeikhun, który charakteryzował się bardzo trudnym charakterem. W Turkmenii stał w wykopanym dole w stajni, w izolacji, ponieważ niemożliwie kopał. Ogiery nie wyglądały najlepiej, były w słabej kondycji, sporo czasu zajęło doprowadzenie ich do dobrego stanu. Po nadrobieniu braków, ogiery zaczęły pełnić obowiązki reproduktorów. Gaigysyz najszerzej został użyty w SKZ, gdzie spędził 5 sezonów, doskonale łączył się z tamtejszymi klaczami i dzięki niemu linia Posmana stała się "linią czempionów". Krył przez 17 lat, gdyby był klaczą, można by go nazwać "kurą znoszącą złote jajka". Do grona jego najbardziej utytułowanych potomków zaliczają się:

Dagat Geli - czempion świata 2010, fot. Olga Itina


 Gaisan - najlepsze źrebię 2002 


 Galabeg - v-ce czempion Rosji 1997


Gjaurs - młodzieżowy czempion Rosji 2002, fot. FOTART

Gunesh - młodzieżowa v-ce czempionka świata 2001

Maigul Shah - najlepsze źrebię 2005


Mangyt - młodzieżowy czempion Rosji 1997, czempion Rosji 1998, v-ce czempion świata 2000


Margaritka - v-ce czempionka Rosji 1997


Mihman - młodzieżowy v-ce czempion świata 2001, fot. Arteem Makaev


 Murgab - młodzieżowy czempion Rosji 1998, czempion Rosji 1999, fot. FOTART

Pamyk - v-ce czempionka Rosji 1999


Rogdai - młodzieżowy v-ce czempion Rosji 1998


Sagib - v-ce czempion świata 1999, 2002 i 2003, fot. Geli-Teke 


Salyr – młodzieżowy czempion świata 1999, czempion świata 2000

Oprócz tego konie po Gaigysyzie dzierżą wiele tytułów z czempionatów innych krajów, a najważniejsze imprezy hodowlane wygrywały i wygrywają także jego wnuki.

Ostatnim przystankiem ogiera była stadnina Geli, zostawił tam m.in. obiecującego syna - Dagata, który w 2010 zdobył czempionat świata.

 Gajgysyz, fot. N. Kostikova

Sukcesy hodowlane samego Gaigysyza, jak i jego potomków to bardzo obszerny temat i myślę, że zasługuje na osobny wpis, który postaram się zamieścić.

sobota, 31 grudnia 2011

Pursat 1985-2007 (Kerven - Paya)


Blog raczej nie mógłby istnieć bez wspomnienia o tym koniu, chyba nawet nie pasowałby tu żaden inny początek, bo to od niego zaczęła się moja miłość do achał-tekińców. Był najważniejszym koniem w moim życiu i jednym z pierwszych reprezentantów tej rasy w Polsce.


Pursat – urodzony w najlepszej ówczesnej turkmeńskiej stadninie (Komsomoł), wysoki, pięknie umaszczony ogier w świetnym typie i z doskonałym pochodzeniem.
Przyszedł na świat 17 marca 1985 wśród piasków Aszchabadu jako syn karego Kervena i siwej kl. Paya, córki wybitnego ogiera Polotli. 

 Kerven - ojciec Pursata

Keimir - ojciec Kervena

Kir Sakar - ojciec Keimira, założyciel linii męskiej

Pięć lat później Pursat był już w Polsce, a dokładniej w Starym Młynie pod Krakowem - stadninie własności Marka Kaźmierczaka. Tu spędził całe swoje życie.



Bliżej Pursata poznałam w 2005 roku. Mimo że od dwóch lat już jeździłam w Starym Młynie, to dopiero wtedy zainteresowałam się nim bliżej. Wcześniej wiedziałam tylko, że taki koń stoi w stajni.
Jesienią 2005 roku pierwszy raz zobaczyłam go luzem na padoku. Był wtedy po pierwszym ochwacie i wyglądał dość mizernie, jednak w oku wciąż miał charakterystyczną iskrę (takie same oczy ma jego syn Posman, drugi po Pursacie mój ukochany koń). Powoli też zarastał zimową sierścią, więc nie widać było jego pięknej ciemno-jeleniej, "podpalanej" maści. 


I właśnie taka bida skradła moje serce i zaczęłam się nim zajmować. Każdą wizytę w stajni zaczynałam od odwiedzin u Pursata. Charakter zawsze miał mocny, trochę trudny, był strasznie niezależny i najlepiej, żeby go w ogóle nie dotykać i zostawić w spokoju. Na początku trochę się go bałam, bo mnie ciągle straszył, ale powoli zaczął mnie tolerować. Do jazdy się nie nadawał, więc robiłam przy nim wszystko co się dało – czyszczenie, karmienie, wypuszczanie na łąkę. Czasem po prostu siedziałam w boksie i patrzyłam. I to mi całkowicie wystarczało.



 lato 2005 (przed chorobą)
fot. Lasse Sjoeberg

Cały czas był leczony i jego stan się poprawiał, była nadzieja, że wyjdzie na prostą. Latem 2006 skutecznie pokrył klacz Jandę (po achał-tekińskim Pelhanie, z matki sp; niestety klacz miała wypadek na padoku i poroniła) i powoli wracał do formy. Niestety na wiosnę 2007 roku dostał ochwatu po raz drugi i od tego momentu jego stan się systematycznie pogarszał. Ostatni raz widziałam go w czerwcu, potem wyjechałam na wakacje, a po powrocie zastałam pusty boks. Przegrał walkę, został uśpiony, bo nic nie dało się już zrobić… Strata była dla mnie ogromna. 


czerwiec 2007 - ostatnie zdjęcia...
fot. Pamela Czajka

Tak pisałam o nim na jednym z forum:

"A najważniejszym koniem w moim życiu był Pursat. To była zupełnie platoniczna miłość, bo mogłam go uwielbiać jedynie za to, że po prostu jest. Nigdy na nim nawet nie siedziałam, nie interesowałam się nim gdy był młody, zdrowy i piękny. Wiedziałam, że gdzieś tam w stajni stoi koń o tajemniczo brzmiącym imieniu, ale nie wnikałam w to za bardzo. 
Dokładnie pamiętam dzień, w którym coś niezwykłego mnie w nim uderzyło. Była późna jesień 2005 roku, piękny, pogodny dzień. On stał na pastwisku. To było już wtedy, gdy pierwszy raz dostał ochwatu. Skubał jakieś resztki trawy i nie wyglądał zbyt optymistycznie - wychudzony, z zimowym futrem i sztywnymi przednimi kończynami skutecznie utrudniającymi mu zrobienie kilku kroków. Mimo tego było w nim coś niesamowitego, jakaś magia w spojrzeniu, które nie zdradzało jego wieku czy choroby - miał lśniące, bystre, urzekające oczy i może to właśnie one mnie tak oczarowały. Tak bardzo, że już zawsze będąc w stajni, kierowałam się najpierw do jego boksu. 
Nie mogę powiedzieć, że w widoczny sposób odwzajemnił moje uczucia, bo nie lubił głaskania, przytulania, był bardzo niezależny, trochę taki niedotykalski i na dystans... Na początku był bardzo nieufny, próbował mnie przestraszyć, kładł uszy gdy wchodziłam do boksu. Ale uzależniłam się od niego tak mocno, że nie przeszkadzało mi jego zachowanie, wierzyłam, że któregoś dnia się do mnie przekona. Nie wiem czy mnie polubił, ale zaakceptował to, że się przy nim kręcę. Czyszczenie, wyprowadzanie na pastwisko lub najzwyklejsze siedzenie w boksie - miałam tylko tyle i aż tyle. On mnie nauczył, że bycie przy koniu może dać tyle samo radości co jazda, skoki, wypady w teren. No i od niego zaczęła się moja fascynacja rasą achał-tekińską. 
Nie wiem dlaczego wybrałam właśnie jego, może sprawił to mistyczny urok achał-tekińca, a może to on w pewnym sensie wybrał mnie. Już nigdy potem nie wyglądał tak dobrze jak wtedy, jesienią... 
Drugi ochwat zrobił swoje i koń zaczął przypominać cień dawnego siebie... Mizerniał z dnia na dzień, ale jednocześnie dla mnie stawał się coraz piękniejszy, jedyny i niepowtarzalny. 
Kiedy umierał byli przy nim wszyscy, nie było przy nim mnie. Może to i dobrze, bo łatwiej było mi przełknąć tę stratę, chociaż pustka po nim była ogromna. 
Odszedł przyjaciel. Już go nie ma i w wakacje minie rok odkąd galopuje po wiecznie zielonych pastwiskach, ale na zawsze pozostanie w mojej pamięci - mój niebiański achał-tekiniec. 
Magia i Tajemnica." 

Poznałam go jako schorowanego emeryta, ale w czasach swojej świetności łapał za oko, doskonale skakał, był jeszcze większym buntownikiem niż w ostatnich latach życia, a przede wszystkim zostawił trochę potomstwa. 
Był łączony m.in. z klaczami małopolskimi, wielkopolskimi i śląskimi. Urodziły się po nim 4 roczniki źrebiąt.
Pierwsze źrebię po nim (nazwałam to sobie eksperymentalnym rocznikiem :P) urodziło się w 1993 roku. Był to ciemno-gniady ogierek Perwaz (od Estrada m). Lekki, szlachetny, urodziwy. 
To chyba wzbudziło zaufanie hodowców, po w kolejnym sezonie dostał już 3 klacze i również przyszły na świat obiecujące źrebięta – Posman (od Estrada m; był w treningu skokowym), Parasat (od Dalnia m; skoki pod Michałem Kaźmierczakiem) i Pejdaci (od Sara typ śl).
W 1995 urodziły się Priekrasnaja (od Dalnia m; skoki pod Michałem Kaźmierczakiem), Pamir (od Sandra czeska półkrew; skoki pod Michałem Kaźmierczakiem, potem ujeżdżenie) i Pelwan (od Sara typ śl; western). Ostatni rok – 1996: to dwa źrebaki po nim – Luba (od Lanca m; western, rajdy) i Pierień (od Hawra wlkp).

Młodzież na padoku - od lewej: Epika, Posman, Pejdaci i Paja
fot. Kinga Kapela

 Parasat i Posman
fot. Kinga Kapela

Konie po Pursacie w większości były bardzo urodziwe, jezdne, ale też z cięższym charakterem. Rekompensowały to jednak dobra motoryką i zdolnościami sportowymi. Ludzie nie jeden raz pukali się w czoło słysząc o takich krzyżówkach rasowych, ale kontrowersyjne połączenie okazało się dobrym wyborem.