Przed czerwcem raczej ciężko będzie tu uświadczyć obszerniejsze i regularne wpisy, ale obiecuję poprawę. A tymczasem fotorelacja z wycieczki z achał-tekińcami w tle (a tak naprawdę - na pierwszym planie). ;-) Autorem pięknych zdjęć jest Łukasz Prażak. Z tego miejsca, pragnę jeszcze raz gorąco podziękować za poświęcony czas.
Ostatni weekend marca, wymarzona pogoda i konie, które kocham. Czego chcieć więcej? Pierwszym punktem wyprawy była stadnina w Kurozwękach, zajmująca się hodowlą koni czystej krwi arabskiej. Tam też, na odchów zostały wstawione dwa wyhodowane przez Jacka Kobusa, urodzone w ubiegłym roku ogierki achał-tekińskie - Miyan i Ostovar.
Miyan (Gelshah - Melesugun) i Ostovar (Gelshah - Osman Guli)
Początkowo chłopcy byli nastawieni nieco nieufnie w stosunku do nas. Skłonna do większego kontaktu była grupa ich arabskich rówieśników. Ale po dłuższej chwili okazało się, że nie gryziemy, nie chcemy ich zjeść i nawet jesteśmy fajni, bo możemy podrapać za uchem i mamy coś do jedzenia. ;-)
Ostovar
Chłopaki przypominają póki co małe mamuty - zafutrzeni, troszkę potargani, jeszcze z zimowym futrem, ale mają coś, co jest najważniejsze na tym etapie ich rozwoju - ogromną przestrzeń do biegania i co za tym idzie - hartowanie całego układu ruchu i nie tylko oraz kolegów i koleżanki, dzięki którym uczą się prawidłowych relacji w stadzie.
Ostovar pogodzony z losem konia złapanego na lonżę ;-)
Chłopcy szybko przypomnieli sobie, co to znaczy chodzić na uwiązie i nie było żadnego problemu z prowadzeniem ich w ręku, mimo że początkowo byli odrobinę zaniepokojeni zabraniem ich od grupy.
Gdy do akcji wkroczyły jabłka i marchewki, cały świat przestał dla nich istnieć. ;-)
"Marchewkowanie" chłopaków
Ciepłe, południowe słońce też zrobiło swoje i po przekąszeniu smakołyków z dwóch małych dzikusów, zrobiły się dwie usypiające przylepy.
Rozanielony Miyan
Miyan i Ostovar
Przytulanki z Miyankiem
"Kocham cię!" ;-)
Chwila pozowania dla fotoreportera - Miyan w całej okazałości. Bardzo przyjemny obrazek.
Miyan w wersji zootechnicznej (prawie ;-P)
Po nakarmieniu, wygłasakaniu, wypieszczeniu, chłopcy wrócili do stada.
"Kłuśniem, bo uśniem!"
Po Kurozwękach przyszedł czas na Boską Wolę. Dojechaliśmy późnym popołudniem, zastaliśmy ciekawe światło do zdjęć i... brak koni. :-P Wysokoźrebne klacze (z wyjątkiem Melesugun, która niestety nie utrzymała ciąży) nie
były zbytnio zainteresowane naszą wizytą. Gospodarze jak zwykle ciepło nas przyjęli i zaprezentowali kobyły, które ostatecznie dały się namówić na małe przedstawienie. ;-)
Margire, największa amatorka "miziania" ;-)
Można mysleć, że brzuchate Gracje nie są w stanie oderwać się od ziemi, ale delikatny straszak w postaci woreczka zatkniętego na bacik wyzwolił w nich masę energii, którą przerobiły na efektowne kłusy i galopy, wygięte w łuk szyje, ogony powiewające w ruchu jak chorągwie, wielkie oczy i ogólną chęć pokazania się z jak najlepszej strony.
Osman Guli i Margire
Margire, Osman Guli i Melesugun
Osman Guli i Melesugun
Melesugun i Osman Guli
Chwila przerwy
Osman Guli
No i na koniec - pozowane. :-) Czarno-białe zdjęcie mamy Ostovara podoba mi się najbardziej.
Osman Guli 2004 (Mihman - Opera po Rokot)
Melesugun 2004 (Serasker - Monogramma po Gaigysyz)
Margire 2007 (Gazanch - Melemahmal po Palvan)